Piątek 3 wrzesnia 2010
POWROT POCIAGIEM DO WROCLAWIA
Wczoraj na lotnisku madryckim przydarzyl mi sie kolejny CUD. To chyba pozegnalny CUD swietego Jakuba na ziemi hiszpanskiej. Okolo godziny 14.00 poczulem glod i zastanawialem sie co by tu przekasic. Ceny w barach i restauracjach na lotnisku byly wysoko zaporowe. Puszka coca-coli prawie 3 euro a obiad w cenie od 30-40 euro. Chyba na wszystkich lotniskach swiata jest podobna drozyzna, we Wroclawiu rowniez.
Pomyslalem sobie tak: "Swiety Jakubie, jesli mam byc dzis glodny, to bede glodny, ale jesli zechcesz mnie jakos pozywic, to znajdziesz mi jakis pokarm, bo juz znam Twoje mozliwosci w rozwiazywaniu podobnych problemow". I zaraz przyszla mi do glowy kolejna mysl, aby isc i poszukac na lotnisku Kaplicy (chapel, capilla), bo mam duzo czasu i moge sie przeciez chociaz przez chwile pomodlic. Znalazlem szybko tablice informacyjna, na ktorej bylo napisane, ze kaplica znajduje sie pietro wyzej (chyba drugie pietro lotniska w okolicy Terminalu nr 1). Odnalazlem kaplice i wszedlem do srodka, aby sie tam chwile pomodlic. Wystroj kaplicy zachecal do modlitwy, gdyz byla to kaplica katolicka, a nie pokoj modlitwy dla wszystkich wyznan, jak to bylo w Londynie.
Po okolo 10 minutach wyszedlem z kaplicy i z ciekawosci poszedlem nieco dalej, jakies 20 krokow, do konca korytarza, gdyz tam szli jacys ludzie, piloci, stewardesy i inni. Zauwazylem otwarte drzwi po lewej stronie i wszedlem do srodka. Byla tam stolowka pracownicza, dla personelu lotnisku oraz stewardess i lotnikow. Ale ja wcale o tym nie wiedzialem i ustawilem sie w kolejce. Ze zdumieniem przeczytalem ze PLATO COMBINADO czyli pelne drugie danie z dwoma kotletami (lomo) frytkami i salatka kosztuje zaledwie 5 euro a zupa despacho tylko nieco ponad 1 euro. "Por favor plato combinado numero tres y despacho" - porosilem grzecznie, potem odebralem swoj obiad na tace, gdyz obowiazywala tu samoobsluga, zaplacilem i poszedlem zjesc obiad do stolu, z widokiem przez okno na ladujace i startujace samoloty. Bardzo syty obiad dwudaniowy kosztowal mnie wiec zaledwie 6 euro. I to na lotnisku!
Po zjedzeniu obiadu wyszedlem z tej stolowki, dziwiac sie, dlaczego ludzie do tej stolowki nie przychodza jesc, lecz korzystają z jakichs drogich restauracji na dole. Tuz przed odlotem postanowilem jeszcze raz odwiedzic stolowke, aby zobaczyc czy nie ma tam jeszcze czegos taniego do zjedzenia. Tym razem jednak wcale glodny nie bylem. Kiedy stalem w kolejce, pani wydajaca obiady zauwazyla moja torbe podrozna (bagaz podreczny), ktora mialem ze soba i oswiadczyla mi stanowczo, ze obiady tutaj są "solamente por empleados", czyli wylacznie dla zatrudnionych oraz personelu. A wiec nie moglem skorzystac ponownie z tej stolowki, a to ze udalo mi sie skorzystac z niej nieswiadomie przedtem, dzialo sie z powodu jakiejs nadzwyczajnej interwencji nieba.
Bardzo podobna opowiesc uslyszalem wczoraj z ust ksiedza Darka. Opowiadal on, jak to w czasie swojej wedrowki przyszedl do pewnej miejscowosci gdzie mial zamiar nocowac i zaplanowal sobie zrobic zakupy w sklepie w tej wiosce. Niestety okazalo sie, ze zadnego sklepu w wiosce nie ma! "Swiety Jakubie, czy ja dzis mam byc glodny?" zapytal ksiadz Darek i w tej samej chwili zatrzymal sie kolo niego duzy ciezarowy samochod dostawczy. Kierowca wyszedl z szoferki i otworzyl boczne drzwi tej ciezarowki, kta okazala sie byc nie czym innym, lecz "sklepem obwoznym". Bylo tam wszystko, czego potrzebowal ks.Darek. Takich sklepow obwoznych jest co prawda sporo w Hiszpanii, ale dlaczego zatrzymal sie dokladnie obok mnie i to w chwili, kiedy poprosilem o to swietego Jakuba? - zastanawial sie ksiadz Darek.
Moj samolot ostatecznie wyladowal wczoraj o godz. 22.50 na lotnisku w Katowicach-Pyrzowicach, potem autobusem o godz. 23.02 wyjechalem na Dworzec Glowny PKP w Katowicach, a stamtad o godzinie 0.02 (juz dzisiaj) wyjechalem do Wroclawia. O godz. 3.30 bylem we Wroclawiu. Do domu dotarlem (tramwajem) przed godz. 5.00 rano i od razu poszedlem spac. Moja pielgrzymka zostala ostatecznie zakonczona. Bogu dzieki! Teraz bedzie pora na wklejanie zdjec.
POWROT - czwartek 2 wrzesnia 2010
POBYT W MADRYCIE I ODLOT DO KATOWIC
Wczoraj wieczorem pozegnalem sie ze wszyskimi i O.Roman odwiozl mnie na lotnisko w Santiago de Compostela. Opozniony samolot do Madrytu wystartowal z poltoragodzinnym poznieniem o godzinie 23.20 i dolecialem do Madrytu o godzinie 0.30 dzisiaj. Po wyjsciu z samolotu na lotnisko byla juz godzina pierwsa w nocy menos diez.
O tej porze nie mialem duzego wyboru i postanowilem spedzic noc na lotnisku, tak jak wiele osob. Przespalem sie na karimacie najpierw na wadze, na ktorej sprawdza sie bagaze podroznych, potem na podlodze w rogu sali.
Obudzilem sie o godzinie 9.00 i zrezygnowalem ostatecznie ze zwiedzania Madrytu. Nie znam przeciez wcale miasta, a musze zrobic tu odprawe na lotnisku juz a las 17.30, gdyz samolot do Katowic odlatuje a las 19.35. Musialbym zwiedzac miasto pospiesznie a nie o to chyba chodzi. Poza tym musialoby to mnie co nieco kosztowac a zbyt wiele pieniedzy nie mam. Chyba wiec swiety Jakub zadecydowal o tym, ze nie warto przygniatac celu mojej pielgrzymki w stutysiecznym Santiago de Compostela jakimis swieckimi wrazeniami z wizyty w czteromilionowej metropolii. Moze kiedys przyjdzie jeszcze na to czas, a moze juz nie przyjdzie nigdy. No to co.
W Katowicach bede o godzinie 23.00, potem dojazd na Dworzec PKP i bodajze o godzinie 0.26 wyjazd pociagiem do Wroclawia (albo pozniejszym).
Nastepne zdania napisze tu juz pewnie po powrocie do Wroclawia. Do zobaczenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz