środa, 20 października 2010

Moje camino 2010 - WSTĘP



Przygotowania do pielgrzymki zaczęły się już wiosną 2009 roku. Było to znakowanie szlaków we Wrocławiu i w pobliżu Wrocławia. Wiedzieliśmy już, że rok 2010 to Rok Świętego Jakuba, który ogłaszany jest wtedy, kiedy dzień odpustu, czyli 25 lipca, wypadnie w niedzielę. Następna taka okazja będzie dopiero w roku 2021, więc za 11 następnych lat.

Na jesieni 2009 roku postanowiliśmy, że nie możemy zmarnować tej szansy. Przecież to może być ostatnia taka szansa w życiu. Zaczęliśmy przygotowywać się do pielgrzymki, uczestnicząc w licznych pielgrzymkach i przejściach drogami świętego Jakuba w Polsce, w Niemczech i w Czechach.

Pierwszymi, którzy ogłosili, że wybierają się na szlak świętego Jakuba z Wrocławia, z "progu domu i swojego kościoła" byli Andrzej Kofluk i Stanisława Ozdoba. A ja latem dostałem nagle i nieoczekiwanie choroby, która poważnie zagroziła moim planom. Ta choroba to "ostrogi górne i dolne stopy lewej i prawej". Bardzo dotkliwy ból przy każdym kroku. Nie pomagały żadne zabiegi, maści ani moczenie nóg we wszelakich wywarach. Tymczasem w internecie przeczytałem czyjś blog:

Moje nogi same chodzą.

Sypiali pod namiotem i hostelach dla pielgrzymów. Jedli płatki owsiane i makaron. Tym, co mieli dzielili się z bardziej potrzebującymi i to później do nich wracało, bo ktoś inny dzielił się z nimi. Nigdy nikogo nie prosili o wsparcie.

Gdy było źle, malowali butelki i kieliszki, wymieniali te dzieła sztuki na prowiant. Do grobu Apostoła dotarli 20 lipca 2004 roku. Ostatnie dziewięć centów wrzucili na tacę. Z katedry wybiegli bardzo szczęśliwi. Pewien Niemiec zapytał, z czego tak się cieszą. A oni na to: Bo nie mamy pieniędzy, jesteśmy wolni.
- To teraz wracacie do domu? – zaczął drążyć.
- Nie – odpowiedzieli. – Teraz idziemy do Fatimy.
Ten Niemiec za głowę się złapał. I dał im… 50 euro. Przyjęli pieniądze, bo obowiązuje taka zasada, że pielgrzym przyjmuje wszystko, co inny człowiek daje. Edyta cytuje Paulo Coelho: Kiedy nie miałem nic, dostałem wszystko.
Przed Fatimą znowu zostali bez jedzenia.
- Dzisiaj będzie obiad Jezusowy – rzekł Dominik. – Dwie puszki szprotek i pół bagietki.
Poszli na mszę w bazylice Matki Bożej Różańcowej, a tam Ewangelia o rozmnożeniu chleba i ryb. Po tej mszy zjedli swój „obiad” i pojechali stopem do Lourdes. Na spotkanie z Janem Pawłem II, który był tam po raz ostatni.
W Lourdes spotkali Filipa, Francuza, któremu opowiedzieli o pielgrzymkach z Gdańska do Częstochowy. I ten Francuz, który nie znał polskiego i angielskiego, rok później przyjechał do Gdańska, by z rodziną Dominika wędrować pieszo na Jasną Górę.

Jeśli czegoś bardzo pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, abyś mógł to spełnić (Paulo Coelho).

Pielgrzym nazywa się Dominik Włoch, ma 24 lata, studiuje resocjalizację na Uniwersytecie Gdańskim i jeszcze do niedawna nosił dready. Teraz włosy starannie przystrzygł, bo z krótkimi wędruje się łatwiej. Przed nim bardzo długa droga, ponad 3500 kilometrów. Jutro rano wyrusza pieszo z Gdańska do Jerozolimy. Samotnie.
Zanim opowie o pielgrzymowaniu, mówi o marzeniach.
- Ludzie mają marzenia, ale boją się je spełniać, w obawie, że nie będą mieć następnych – tłumaczy. – A ja spełniam wszystkie, żeby zrobić miejsce dla kolejnych.
Gdy był małym chłopcem, marzył, że pojedzie do Afryki. Chciał ją po prostu zobaczyć. A potem marzenia zaczęły dojrzewać i chciał już czegoś więcej.
- Już nie tylko chciałem pojechać i zobaczyć, chciałem też zbliżyć się do ludzi, coś dla nich zrobić - wyznaje. – Wymyśliłem, że zostanę wolontariuszem, będę pracować z dziećmi ulicy w Nairobi. Wziąłem urlop dziekański, ale wyjazd do Kenii nie wypalił. Przynajmniej na razie. Postanowiłem więc spełnić drugie marzenie: Przejść do końca trzy szlaki średniowiecznych pielgrzymów. Dwa pierwsze – do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela i grobu św. Piotra w Rzymie - mam już za sobą. Przede mną – grób Jezusa w Jerozolimie.


Lektura bloga, życzliwe słowa innych osób, oraz ogromna chęć pielgrzymowania zrobiły swoje. Na przekór chorobie, już w dniu 22 stycznia 2010 zakupiłem bilety na samolot do Biaritz we Francji, przez Londyn, na dzień 16 czerwca 2010. Jasia Ziembik, Krysia Góra i Jadzia Jasek postanowiły zabrać się ze mną, więc bilety zakupiliśmy razem. No i niecałe pięć miesięcy później wystartowaliśmy.


Wielu ludzi decyduje się podążyć śladami Jezusa i innych biblijnych i post-biblijnych świętych mężów i niewiast udających się w niepewną, daleką podróż. Dlaczego dawniej ludzie pielgrzymowali? Kim byli pielgrzymi? Jak odnoszono się do tego zjawiska? Kiedy podróżowano? O czym trzeba było pomyśleć przed wyruszeniem w drogę? Z czym należało się liczyć? Gdzie znajdowano nocleg? Co czekało pielgrzymującego u celu podróży? Jakie były skutki tych wypraw dla mentalności jednostki i dla zachodnioeuropejskiej wspólnoty narodów?

Ludzie zdrowi i chorzy, ubodzy i bogaci, zdesperowani i szczęśliwi, podróżowali w średniowieczu po to, by w świętych miejscach błagać o ratunek, odpokutować przewinienia lub wyrazić swoją wdzięczność. Cała Europa Zachodnia pokryta była siecią dróg, na których miliony pielgrzymów dzieliły trudy i niebezpieczeństwa podróży z wędrującymi studentami, kupcami i innymi podróżnymi. Cierpieli głód i pragnienie, znosili głód i upał, złośliwość przewoźników, oszustwa gospodarzy i włóczęgów. W drodze do Jerozolimy, Rzymu lub Santiago de Compostela, do Akwizgranu, Canterbury czy Einsiedeln mężczyźni i kobiety łączyli się z ludźmi, którzy od tej pory dzielili ich losy i cierpienia. Podobnie jak artyści, misjonarze i naukowcy, średniowieczni pielgrzymi przyczynili się do rozwoju tych wspólnych dla Europy Zachodniej cech kultury, które do dzisiaj odciskają swoje piętno na obliczu państw pomiędzy Islandią i Sycylią, Dublinem i Krakowem.

Pielgrzymki znane są w wielu religiach; muzułmanin jest nawet zobowiązany raz w życiu odwiedzić święte miasto Mekkę. Dla chrześcijan, muzułmanów, Hindusów pielgrzymka oznacza trwający przez pewien czas stan wyjątkowy, opuszczenie ojczyzny, wyruszenie w obce strony.

Jednak prawdopodobnie średniowieczni pielgrzymi mieli o wiele więcej powodów do radości, niż się nam dzisiaj wydaje. Dla człowieka pobożnego świętem był każdy dzień, w którym podążał śladami Jezusa i apostołów, dzień, który przybliżał go do miejsca kultu, dzień, w którym znosił trudy drogi jako pokutę za swoje grzechy lub jakąś szczególną winę (...).

Mniej więcej aż do przełomu tysiącleci na pielgrzymkę wyruszano w przeważającej mierze pojedynczo, spontanicznie.

Gdyby przeciwności, niedogodności i przestępstwa były tak powszechne, jak wynika to z rozmaitych źródeł, miliony ludzi nie ryzykowałyby długich pielgrzymek, nie uczestniczyłyby w tych wyprawach kilka razy w swoim życiu (...).

Jeżeli chodzi o dalekie podróże, prawdziwa rewolucja nastąpiła dopiero w XIX i XX stuleciu. Kolej, samochód i samolot ułatwiają i skracają czas podróży. Mimo to również dzisiaj na drogach prowadzących do miejsc kultu spotyka się ludzi, którzy rezygnują z wygód. Wolą podróżować "per pedes apostolorum" - "piechotą jak apostołowie". A kto rozejrzy się po miejscach kultu, znajdzie ludzi, którzy pragną podziękować za nadzwyczajną łaskę, ujrzy także ludzi utrudzonych i doświadczonych przez los, którym nie pomoże już żaden lekarz, a którzy mają nadzieję znaleźć tam jeżeli nie zdrowie, to przynajmniej pocieszenie.

Pielgrzymów wywołuje czasem na pieszą pielgrzymkę do Santiago de Compostela ....sam święty apostoł Jakub! On lubi tak robić, lubi sobie dobierać towarzystwo w Drodze i towarzyszyć pielgrzymom. Oto opowieść pewnej pątniczki, Sandry z Australii (rok 2009):

"Miałam rodzinę, pracę i dom w Australii. Swoją mała stabilizację. Wszytko ciche, spokojne i poukładane. I nagle wezwało mnie Camino. Kiedy Droga Cię woła, to jest już koniec stabilizacji. Nie możesz spać ani pracować spokojnie, nie cieszy cię już to "nic", które do tej pory wydawało ci się "wszystkim". Nie zaznasz spokoju, dopóki nie powiesz: "Tak, wyruszam". No, chyba że zabijesz w sobie ten głos, ale to musiałoby być straszne".

A dlaczego ja poszedłem na pielgrzymkę?

Dlaczego poszedłem na pielgrzymkę do Santiago de Compostela?

1. Bo sam Jezus w latach 30-33 swojego życia nieustannie pielgrzymował i nie miał stałego miejsca zamieszkania "Ptaki mają gniazda..."

2. Bo niemal wszyscy uczniowie Jezusa, Apostołowie, zaraz po Wniebowstąpieniu i Pięćdziesiątnicy - wyruszyli w świat aby głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu.

3. Bo prawdziwy chrześcijanin stara się naśladować Jezusa i Jego uczniów

4. Bo Święta Rodzina pielgrzymowała "pieszo" każdego roku na Święto Paschy

5. Bo kto usłyszy wołanie Świętego Jakuba, nie jest w stanie mu odmówić...

6. Bo po otwarciu granic wewnątrz Unii Europejskiej takie pielgrzymki stały się możliwe

7. Bo papież Jan Paweł II w roku 1982 wezwał w Santiago de Compostela, aby "Europa wracała do swoich korzeni".

8. Bo tradycja pielgrzymowania była jedną z ważnych cech chrześcijaństwa w dawnych wiekach a pielgrzymki do Grobu Świętego Jakuba stanowiły jej ważny rozdział, a szlakami "camino" pielgrzymowały już miliony pątników.

KONTO WSPARCIA

Konto wsparcia finansowego długotrwałej pieszej pielgrzymki jest nawiązaniem do średniowiecznej tradycji "wyposażania" pieszego pielgrzyma przez mieszkańców miejscowości, wioski lub miasta, z której pielgrzym wyruszał na swój szlak pątniczy, aby modlić się nie tylko we we własnych intencjach, ale również w intencjach wioski, miasta, grupy osób czy sponsora. Pielgrzymi zaś pamiętali w drodze o swoich dobroczyńcach, modlili się o wybawienie od kary Bożej, o wybawienie od chorób, powodzi, pożarów, "powietrza" (czyli zarazy) dla mieszkańców miejscowości w których mieszkali ich dobroczyńcy.

I dlatego utworzyłem na tym blogu, na początku mojej pielgrzymki takie właśnie Konto Wsparcia. Dla znajomych i nieznajomych, dla osób, które czytają blog pielgrzymkowy i które nie mogły w tym roku pielgrzymować do Grobu Świętego Jakuba w Santiago de Compostela, ale chciały z potrzeby serca wesprzeć mnie Pielgrzyma finansowo - na mojej liczącej 900 km pieszej pielgrzymce. Mogły one wpłacić dowolną kwotę w złotówkach na podane konto, z zaznaczeniem "DLA PIELGRZYMA OD NN NN" podając swoje imię i nazwisko w miejsce NN NN.
Wpłacone złotówki mogłem, w razie konieczności, wybierać z bankomatów w Hiszpanii w euro. Dziękuje teraz moim sponsorom, za każde najmniejsze nawet wsparcie finansowe tej pielgrzymki.

Jeżeli owocem tej pielgrzymki będą jakieś wspomnienia, czy może jakaś książka, zamieszczę w niej oczywiście listę Dobroczyńców (za ich zgodą).
................
Jeszcze przed rozpoczęciem pielgrzymki wsparli mnie finansowo: Iwona N i Teresa D, zaś podczas jej trwania sponsorowali mnie: Arek P, Maria T, Ryszard J., Mirka G, Alek K i Kazik C., Krystyna Z. z Lubania i Ben D z USA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz